Nawet klimat lat 80-tych niewiele pomógł. Klasyczny motyw małżeństwa w kryzysie, no i jest ten trzeci, młody przystojny.
Fabuła przewidywalna do bólu.
Plakat jak i opis mógłby sugerować, że mamy do czynienia z dyskoteką i filmem w tanecznych klimatach. Nic z tego.
Chodzi o bar z męskim striptizem i tam też się dzieje połowa akcji. Gusta są różne. Mi akurat ten pomysł średnio się spodobał.
Za dużo epatowania męskością, w tym sensie, że to kompletnie nie służy filmowi, a przynudza.
Produkcja mogła mieć wiele lat temu umiarkowane powodzenie ze względu na fanki Christophera Atkinsa,
tudzież jego przyrodzenia (choć może wstawili dublera). Reszta pewnie oglądnęła na pół-śnie, a za 2 godziny zapomniała
o czym był film. Mały plus dla muzy, zwłaszcza jak ktoś lubi klimaty Hammera czy ballady Bryana Adamsa.
No nie wiem. Nie odradzam, ale... Dla mnie film jakiś taki bezbarwny, schematyczny i nie w tych klimatach
na jakie liczyłem (wolę jednak dyskotekę niż męski striptiz). Ale to subiektywna opinia.
3,5/10
P.S.
No i nie dajcie się nabrać, że to komedia. Rasowy kuchenno-mydlany obyczaj.